Trzaski, artefakty, zadrapania i ta magiczna głębia, której nie zna świat chłodnej cyfry... Za co jeszcze kochamy winyle? Za okładki. Piękne w czarnych krążkach jest to, że tę muzykę widać. Ważne są też kraj pochodzenia, nakład, kolejność tłoczenia, a do tego cała gama jedynych w swoim rodzaju okoliczności. Za unikaty koneserzy płacą fortuny. Ceny czarnych krążków na pierwszej giełdzie płytowej w Galerii Metropolia zaczynały się od kilkunastu złotych. Najdroższe kosztowały dziesięciokrotnie więcej. Na zakup nowego winyla – bo one wciąż powstają – trzeba było wydać około stu złotych. Podobno najcenniejsze są te płyty, których słuchało się w młodości. Przynjamniej dla kolekcjonerów wspomnień. 25.03.2017 / fot. Krzysztof Mystkowski / KFP
dodaj
do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia