KFP / CANIS, CZYLI PIES, MUZYKA I WINO W NOWEJ RESTAURACJI NA OGARNEJ, DAWNYM KULTOWYM KLUBIE MUZYCZNYM 2 lutego 2018
podziel się na Facebooku  podziel się na Twitterze
Kiedyś w kultowym klubie muzycznym na Ogarnej koncertowali znani muzycy, grupy, w sklepie i na odbywającej się raz w tygodniu giełdzie sprzedawano płyty. Legenda tego miejsca w latach 80 sięgało daleko poza granice Trójmiasta. Dzisiaj w zabytkowej kamienicy na Ogarnej 27/28 zadomowił się pies, który lubi muzykę i wino. Jego podniebienie łechce też kuchnia poprawiająca nastrój – comfort food, a nozdrza pobudza zapach historii. Zwierzak spogląda z sentymentem na dawną Psią z szyldu nowo otwartej restauracji Canis.
– Pomysł na nazwę lokalu podsunął nam nasz znajomy, pan Marcin. Nawiązuje ona do tradycji tego miejsca, na czym bardzo nam zależało, bo kamienica jest z 1872 roku i ma inspirującą historię. Ulica Ogarna do końca II wojny światowej nazywała się Hundegasse. Nazwa pochodzi z początku XV wieku. A jeszcze wcześniej była tu platea Canum, czyli też Psia, tylko pisana po łacinie. Nasz Canis i Canum mają wspólny rodowód – mówi Marta Sałek, menedżer restauracji otwartej 28 grudnia ubiegłego roku. To nie jest pierwszy lokal w historii neogotyckiej kamienicy wzniesionej według projektu Hermanna Bandta dla spółki Danziger Bankverein (Gdańskie Towarzystwo Bankowe), jednej z nielicznych w Głównym Mieście, które przetrwały wojenną zawieruchę w niemal nienaruszonym stanie. W latach 1927–1937 gdańszczanie przychodzili na Hundegasse 27/28 do kawiarni Cafe Germania. Wcześniej, od połowy ostatniej dekady XIX wieku gości przyjmował tutaj hotel Germania. Ciekawe wątki do tej historii dopisywali przed wojną kolejni właścicieli i dzierżawcy – gdańska loża masońska, Warszawski Bank Zjednoczony czy urząd powierniczy, który znalazł tu siedzibę na krótko przed wybuchem światowego konfliktu. W polskim Gdańsku jej nowy rozdział rozpoczął się epizodem bankowym. Na przełomie lat 40. i 50. dwie sale na parterze kamienicy zajęła na cztery dekady Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza „Prasa” przekształcona na początku lat 70. w RSW Prasa-Książka-Ruch.
Pokolenie dzisiejszych 50-latków kojarzy to miejsce z prowadzonym przez państwowego monopolistę Klubem Międzynarodowej Prasy i Książki.... dla melomanów. Z ulicy wchodziło się do sklepu płytowego odwiedzanego w latach 80. przez licznych bywalców cotygodniowych giełd z grającymi krążkami. W głębi była sala na blisko sto osób, w której koncertowały gwiazdy polskiej sceny rozrywkowej. Wstęp do klubu muzycznego (nazwa zwyczajowa) był wolny. Płaciło państwo. – Czasem aż powietrza brakowało. Oddychało się samą muzyką. Moja mama Alicja dość długo prowadziła ten klub. Pracowała w KMPiK na Ogarnej jako instruktor ds. muzycznych. Młodość tam spędziłem. Kilka lat temu znalazłem w piwnicy kronikę fotograficzną z tamtych czasów, i to bardzo cenną – z autografami i dedykacjami znamienitych gości klubu. Moja żona stłukła niedawno szklankę ozdobioną okrągłym logotypem Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej. Tak tak, to ten znak z charakterystycznym młotem umieszczonym w okręgu. Szklanka też była pamiątką stamtąd – wspomina gdański didżej Maciej Markiewicz związany zawodowo z Kabaretem na Tkackiej.
Ogarna 27/28 grała aż do likwidacji RSW. W 1990 roku płyty ustąpiły miejsca na półkach książkom Biblioteki Brytyjskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Ćwierć wieku później uczelniany księgozbiór przeniósł się do kampusu w Oliwie, a administrator kamienicy – Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych rozpoczął poszukiwania nowego najemcy. Minęło blisko 1,5 roku, nim Dariusz Markiewicz (zbieżność nazwisk przypadkowa) zaczął urządzać tutaj swoją pierwszą restaurację. Pracował dotąd w wielu lokalach, był kierownikiem i menedżerem, ale nie u siebie. Canis to jego oczko w głowie. Remont w kamienicy ruszył wiosną zeszłego roku. – Dotknęliśmy najdawniejszej historii tego miejsca, odsłaniając oryginalne kolumny z 1872 roku. Po wojnie zostały zamurowane. Widać je na starych zdjęciach prezentujących wnętrza Hotelu Germania i późniejszej Cafe Germania. Teraz są ozdobą naszego baru. Kiedy bliżej im się przyjrzymy, dostrzeżemy na nich ślady powłoki z 24-karatowego złota – mówi Marta Sałek. Wystrój lokalu łączy tradycję zabytkowego wnętrza z nowoczesnością. Na sufitach znalazły się sceny z obrazów niderlandzkich mistrzów – oryginały możemy podziwiać w amsterdamskim Rijksmuseum – a na ścianach lustra powiększające przestrzeń oraz czarno-białe zdjęcie, na których zobaczymy, jak kiedyś ludzie się bawili. Całości dopełniają surowość drewnianych stołów oraz najnowsze wzornictwo mebli tapicerowanych. W karcie dań sporządzonej przez szefa kuchni Mateusza Janusza (kuchni otwartej dodajmy – zza każdego stołu można patrzeć kucharzom na ręce) dominuje tzw. comfort food – potrawy z sentymentalnymi nutami. – To jest bardzo szerokie pojęcie, każdemu z nas może kojarzyć się z czymś innym. Nie zamykamy się w kuchni polskiej, sięgamy po składniki europejskie. Canis proponuje jedzenie, które poprawia nastrój. Staramy się, żeby na każdym talerzu były wszystkie tekstury – coś delikatnego, coś gładkiego, coś chrupkiego, ale też wszystkie cztery smaki – mówi szef kuchni. Ryba „lubi się” tu ze szpinakiem, topinambur ze słonym karmelem z dodatkiem suszonych borowików, kurka zielononóżka z masłem orzechowym i komosą ryżową, a cała karta dań z winem i muzyką.
Rozszerzona nazwa lokalu brzmi Canis Music&Wine. Nowy rozdział muzyczny otworzył tu w czwartkowy wieczór elblążanin Gracjan Kalandyk. Szersza publiczność poznała skalę jego talentu przed trzema laty, kiedy z powodzeniem walczył o finał programu „The Voice of Poland”. 25-letni dziś wokalista z gitarą niezmiennie zachwyca niezwykłą barwą głosu tudzież przepełnionym delikatnością i nostalgią repertuarem. – Taką muzyką graną na żywo chcemy wypełniać naszym gościom wszystkie wieczory. Gramy do północy. Program artystyczny wciąż jest tematem otwartym. Wsłuchujemy się w opinie odbiorców. Na pewno piątki będą należeć do fenomenalnego duetu wokalno-gitarowego Izabela Krasucka & Ireneusz Pestka. Planujemy wieczory tematyczne, np. piosenkę francuską z kuchnią wzbogaconą o akcenty nawiązujące do strawy duchowej. Prawdopodobnie we wtorki i środy gościć u nas będą także artyści kabaretowi i stand-upowi – zachęca do odwiedzenia muzykalnego Canisa Marta Sałek.
Przypominają się czasy, kiedy na nieco większej scenie przy Ogarnej 27/28 występowali Leszek Dranicki, Mietek Blues Band, Osjan, Jan Ptaszyn Wróblewski czy Józef Skrzek. – To nie były tylko koncerty i to nie byli artyści sceniczni, ale także muzykoznawcy, dziennikarze i prezenterzy muzyczni, śpiewający aktorzy czy np. fotograficy specjalizujący się w tworzeniu obrazów do ścieżek dźwiękowych. Przeglądam karty swojej kroniki – na zdjęciach są w niej Markowie – Niedźwiecki i Gaszyński, a nawet Piotr Kaczkowski, znany przecież także z tego, że unika fotoreporterów i mediów wizualnych. Ze swoim legendarnym „Minimaksem” był u nas 13 lipca 1983 roku. Dwa miesiące wcześniej koncertował tu nieodżałowany Jacek Skubikowski. 21 października 1986 roku zagrał Józef Skrzek. Mam płytę z dedykacją. Oddział zamknięty... Brakuje daty. Bajm był w Gdańsku dwa dni – 26-27 czerwca 1984 roku. Zachowałem plakat z dedykacją. Osjan – zdjęcie niestety też bez daty, ale z dedykacją – opowiada o swoich trofeach z klubu muzycznego przy Ogarnej Maciej Markiewicz.
Na albumy uwielbianych kapel trzeba było czekać w tamtych czasach miesiącami. Nierzadko cały rok. Za butelkę wina czy kilogram krakowskiej kupowało się płyty spod lady, ale trzeba było mieć do tego podejście, a najlepiej dojścia. Opakowany w gazetę winylowy przedmiot pożądania nie drażnił okładką wścibskich oczu. Sklep płytowy przy klubie muzycznym na Ogarnej nie był w tej sferze wyjątkiem. – Takie to były czasy – wychodził album, ruszała trasa koncertowa, a handel – oficjalnie – zostawał w blokach. „Ciemna strona księżyca” Pink Floydów była pod ladą, „Dzwony Rurowe” Mike'a Oldfielda były pod ladą, jedynka, dwójka i czwórka Zeppelinów też tam były. Z półki kupowało się płyty takich wykonawców jak Włodzimierz Wysocki, Jerzy Połomski i Regina Pisarek. Stały tam też bułgarskie wydania twórczości światowych gwiazd. O jugosłowiańskie było trudniej, chociaż pamiętam, że Beatlesi z bułgarskiego tłoczenia brzmieli lepiej niż wydanie oryginalne – wspomina Maciej Markiewicz, także stały bywalec dawnych giełd płytowych przy Ogarnej. Kilkakrotnie je nawet prowadził. – Sprzęt był na miarę tamtych czasów – gramofon Fonomaster podłączony do kolumny Eltrona wielkości lodówki, do tego wzmacniacz gitarowy. Kto chciał bliżej zapoznać się z wybranym przez siebie wydawnictwem, przekazywał je osobie prowadzącej giełdę, z pomocą której mógł posłuchać płyty we fragmentach, sprawdzić czy jest prosta, czy pod igłą nie przeskakuje i czy nie trzeszczy zanadto. Giełdy odbywały się co tydzień. Brało się karton czy reklamówkę, pakowało kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt winyli, a potem ustawiało w klubie na krzesełku z oparciem. Fajną, rodzinną atmosferę miały tamte spotkania. Życiu klubowemu ton nadawali ludzie z pasją. W ostatnich latach obserwujemy próby reaktywacji giełd płytowych, ale to już inny świat. Kojarzy się raczej z właścicielami samochodów dostawczych wypełnionych tysiącem jeden drobiazgów – z nutką nostalgii wspomina stare czasy didżej z Gdańska. Może z Canisem da się jeszcze do nich wrócić? 2.02.2018 / fot. Maciej Kosycarz / KFP
dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia
  • znalezionych zdjęć: 34
Prywatna kronika wydarzeń Klubu muzycznego na Ogarnej...
00122479.jpg (4596px x 2708px) 9358kb
Prywatna kronika wydarzeń Klubu muzycznego na Ogarnej w Gdańsku, działającego w ramach KMPiK. autograf Piotra Kaczkowskiego Fot. reprodukcje z kroniki klubu muzycznego / KFP
Prywatna kronika wydarzeń Klubu muzycznego na Ogarnej...
00122482.jpg (3136px x 4752px) 11445kb
Prywatna kronika wydarzeń Klubu muzycznego na Ogarnej w Gdańsku, działającego w ramach KMPiK. Nz. Piotr Kaczkowski 14.10.2983 Fot. reprodukcje z kroniki klubu muzycznego / KFP
  • znalezionych zdjęć: 34