Dwie harcerki z Łodzi nie żyją, a kilkunastu uczestników obozu "Leśny Dom" w Suszku (powiat chojnicki) jest rannych. Po burzy, która minionej nocy przeszła nad Borami Tucholskimi, powalając tysiące drzew, 140 obozowiczów przez wiele godzin czekało aż dotrze do nich pomoc. Do tragedii doszło po północy. Jak podaje „Dziennik Łódzki” ofiary miały 13 i 14 lat. Obie harcerki pochodziły z Łodzi. Na ich namioty runęły drzewa. Rannych zostało blisko 20 uczestników obozu. Część z nich trafiła do szpitali w Chojnicach, Kościerzynie i Kartuzach. Pozostali harcerze są już bezpieczni. Przez wiele godzin, z powodu powalonych setek drzew w okolicy, byli odcięci od świata. Rano dzięki pomocy straży pożarnej i policji zostali ewakuowani do Zespołu Szkół w Nowej Cerkwi. Jak informuje Justyna Przytarska z Komendy Powiatowej Policji w Chojnicach, grupa objęta została pomocą psychologiczną.
Na trzytygodniowy obóz do Suszka przyjechało 27 drużyn męskich i 59 drużyn harcerek z łódzkiego oddziału Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Łącznie około 140 osób. Młodzieży z Łodzi i Aleksandrowa Łódzkiego towarzyszyło 30 opiekunów. Wyprawa miała trwać do 16 sierpnia. Jak relacjonują świadkowie, przez miejscowość, w której rozbite było obozowisko ZHR, przeszła trąba powietrzna. – Tutaj nie ma połowy lasu. Drzewa zaczęły się przewracać na namioty. W szybkim tempie została zarządzona ewakuacja. Prowadzona była w bardzo trudnych warunkach, pomiędzy spadającymi drzewami. Musieliśmy przedzierać się kilka kilometrów przez las. Setek zwalonych drzew nie da się porównać z niczym, to tak, jakby się przez dżunglę amazońską przedzierać - opowiadał w Polsat News Adam Kralisz, przewodniczący Okręgu Łódzkiego ZHR, który przyjechał do obozu w sobotę rano. Na miejscu tragedii przeprowadzane oględziny z udziałem prokuratury. Przewodniczący ZHR harcmistrz Grzegorz Nowik ogłosił miesięczną żałobę. 12.08.2017 / fot. Aleksander Knitter / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia