Co robiły kury w Sopocie? Piały z zachwytu? - A właśnie, że nie piały. I dobrze, bo kiedy moje koguciki pieją, to zanosi się na deszcz – mówi Anna Roszewska z Karbowa koło Brodnicy. Właścicielka Amatorskiej Hodowli Ptactwa Ozdobnego zjechała ze swoją pierzastą kolekcją do Sopotu na niedzielną Paradę Drobiu. Podobnie jaki inni wystawcy i producenci drobiu, a także dietetycy czy rehabilitanci, przekonywała w kurorcie, że drób to nie tylko rosół i jajka. Za sprawą swoich kurek mogła też wprowadzić poprawkę do telewizyjnej prognozy pogody, która o 11.45 wieściła popołudniowy deszczyk. Koguty były senne, piać nie chciały... A zatem nie padało. Kolekcja pani Anny była w Sopocie wyjątkowa także pod tym względem, że niczego z niej nie dało się zjeść. - Prezentuję także drób użytkowy, ale całość ma charakter ozdobny. Żadna z moich kurek nie skończy na talerzu – zapewnia właścicielka hodowli. Wśród jej podopiecznych podziwiać można było kury wagi piórkowej i koguciej, m.in. ważące po pół kilograma bantamki i sebrytki, a także te z wagi ciężkiej, jak 10-kilogramowy kogut azjatyckiej rasy brahma. Uwagę zwracały na siebie kury bojowe, zaciekawienie wzbudzała kura w futrze, jak mówili o jedwabistej silkie goście wystawy, zaś przebojem był pochodzący z Sumatry czarny kogut ayam cemani. - Oprócz upierzenia, dziobu czy grzebienia czarne są także jego mięso, kości, a nawet krew. W Indonezji uchodzi za kurę mityczną – od wieków składana była w ofierze bóstwom. Tubylcy do dziś wierzą, że mięso i krew czarnego koguta dodaje mężczyznom wigoru. Nic dziwnego, że w Sopocie interesował szczególnie męską część publiczności - śmieje się Anna Roszewska. 02.06.2013 / fot. Mateusz Ochocki / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia