To nic, że śnieg i mróz, tradycji musi stać się zadość. Dziś tłusty czwartek – święto pączka. Przed Cukiernią Paradowski działającą przy ul. Wajdeloty w Gdańsku od 1945 roku miłośnicy świątecznych słodkości ustawiali się w kolejce już przed godz. 6. – W czasach pandemii to świętowanie jest o tyle mało sympatyczne, że ludzie muszą stać na mrozie. Do środka możemy zaprosić jednocześnie tylko dwie osoby. Nie sprzyja to budowaniu atmosfery święta. Chcielibyśmy, żeby było to pogodne, swojskie święto, a tym razem jest trochę obce, wyrzucone za drzwi. Cieszymy się, że klienci niezmiennie nas lubią, ale chciałoby się jeszcze bardziej zadbać o ich komfort – mówi Andrzej Paradowski, właściciel jednej z najstarszych gdańskich cukierni, kontynuator tradycji rodzinnych. Zaczynał u ojca jako uczeń, potem był czeladnikiem, mistrzem i współwłaścicielem, a od trzydziestu lat prowadzi cukiernię we Wrzeszczu Dolnym samodzielnie. W tłusty czwartek zwyczajowo zaprasza klientów na pączki z nadzieniami w kilkunastu smakach. Przed południem najszybciej rozchodziły się te z marmoladą wieloowocową. Powodzenie miały ciastka z nadzieniem przygotowywanym z płatków róż i naturalnych wiśni. Smakiem uwodziła „kukułka”. U Paradowskiego tłusty czwartek musi być słodki. – Nie preferujemy pączków wytrawnych. Oczywiście one były znane już w XVI wieku, ale nie mogą nam przesłaniać tego, co dzisiaj jest clou programu, czyli delikatnego, słodkiego pączka. Bez względu na rodzaj nadzienia najistotniejsze jest to, jakie będzie ciasto. Ono decyduje o wszystkim. Ważna jest dbałość o szczegóły. Szczególnie w tym dniu cukiernicy niczego nie powinni żałować. Nie można traktować pączka po macoszemu. Ciastko musi być super extra, bo to jest najlepsza reklama firmy – dodaje Andrzej Paradowski. 11.02.2021 / fot. Anna Rezulak / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia