Były działacz opozycji i współorganizator strajków w Stoczni Gdańskiej Henryk Jagielski żąda od Lecha Wałęsy przeprosin za nazwanie go tajnym współpracownikiem służby bezpieczeństwa. Proces w tej sprawie rozpoczął się dzisiaj przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Jak podkreśla pełnomocnik powoda Łukasz Syldatk, w ocenie jego klienta zarzut jest „szczególnie rażący ze względu na fakt, iż był on jedną z ofiar współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa”. Były prezydent nie pojawił się dzisiaj w sądzie. Jego adwokat Maciej Prusak poinformował dziennikarzy przed rozpoczęciem procesu, że strona pozwana wniosła o odrzucenie pozwu. Pełnomocnik wniósł również o wyłączenie jawności procesu, ale sąd odrzucił ten wniosek. Jako świadkowie w piątek przesłuchani zostali dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz oraz były działacz opozycji antykomunistycznej Krzysztof Wyszkowski.
W latach 70. XX wieku Henryk Jagielski i Lech Wałęsa pracowali razem w Stoczni Gdańskiej na wydziale W4. Obaj byli elektrykami. Podczas konferencji naukowej zorganizowanej w styczniu tego roku przez Instytut Pamięci Narodowej Wałęsa zarzucił byłemu koledze agenturalną przeszłość oraz przekonywał, że miał on dopuścić się pobicia stoczniowca, „czego konsekwencją na skutek wstawiennictwa związkowców, w tym Lecha Wałęsy, miało być wyłącznie przesunięcie na inny wydział”. - Według Wałęsy to ja jestem "Bolkiem", a nie on. To oszczerstwa, bełkot i same kłamstwa. Niech pokaże, że ja na kogokolwiek donosiłem. To przez niego przenieśli mnie na inny wydział Stoczni Gdańskiej i przez 10 lat mniej zarabiałem - mówił w piątek dziennikarzom 85-letni Henryk Jagielski. 19.05.2017 / fot. Mateusz Ochocki / KFP
dodaj
do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia