Po raz drugi Muzeum II Wojny Światowej zaprosiło nas do gdyńskich Kaczych Buków na inscenizację historyczną Ardeny '44. W zeszłym roku liczba chętnych, którzy zamierzali znaleźć się w środku wydarzeń ostatniej dużej operacji ofensywnej wojsk niemieckich na froncie zachodnim, przerosła najśmielsze oczekiwania. Doszło więc do powtórki z historii. W „Bitwie o wybrzuszenie” mogło uczestniczyć w tę niedzielę ok. 500 pasjonatów batalistycznych dziejów Europy. - W naszym projekcie terenowo-historycznym chodzi o zmniejszenie dystansu między widzami a rekonstruktorami, przekazanie emocji i wiedzy historycznej. Widz ma być jak najbliżej wydarzeń i poczuć się jak na żywej lekcji historii. Wychodzimy poza ramy spektaklu rozrywkowego, przygotowywanego zwykle z myślą o wielotysięcznej publiczności - wyjaśnia Mateusz Jasik z Działu Edukacyjnego. Role główne w operacji Ardeny '€˜44 odegrało tym razem ok. 60 rekonstruktorów w mundurach wojsk alianckich i niemieckich. W gdyńskich lasach spotkały się grupy z Trójmiasta, Warszawy, Łodzi, a także z województw wielkopolskiego i zachodniopomorskiego. "Niemcy" przyjechali pojazdami wojskowymi, które na co dzień są w dyspozycji Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej AA7 z siedzibą w Kostrzynie. W siłach alianckich pojawiły się m.in. Jeep Willys z trójmiejskiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Paraglite" oraz Dodge WC 51 z poznańskiego Stowarzyszenia Historycznego Wielka Czerwona Jedynka, a tak konkretnie to z Borkowa k. Żukowa. Rekonstruktorzy zaprezentowali się w kilku epizodach, z których te najciekawsze rozgrywały się na zapleczu technicznym aliantów. Z rekonstrukcji wydarzeń operacji "Greif" mogliśmy dowiedzieć się m.in., jaką rolę w bitwie o Ardeny odegrały sprawy sercowe myszki Miki, wyniki baseballistów i stolice amerykańskich stanów. Zadawanie żołnierzom pytań o sprawy bliskie każdemu Amerykaninowi miało służyć wyławianiu szpiegów niemieckich poprzebieranych w amerykańskie mundury, którzy czynili sabotaż na tyłach nieprzyjaciela. Jak się okazuje, metoda walki z sabotażystami nie była doskonała. Generał Bradley, zapytany przez żandarma o stolicę stanu Illinois, podał prawidłową odpowiedź (Springfield - przyp. red. ) i... też wpadł. Bo żandarm sądził, że w Illinois najważniejsze jest Chicago. 03.02.2013 / fot. Mateusz Ochocki / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia