- "Tofik" nie żyje. Zginął z "Chińczykiem" w "Supermarkecie" – twierdzi Michał Wójcik. Jest też inna wersja zdarzeń. - Proszę państwa, nawet gdybyśmy chcieli zagrać "Tofika", to się nie da, ponieważ ktoś podpierdzielił mi rajstopy – wyjaśnia szczuplejszy i wyższy z Wójcików. W programie zatytułowanym przewrotnie "Nuda, rutyna i odcinanie kuponów" kabaret Ani Mru-Mru wystąpił na gdańskiej Scenie Teatralnej Kontakt. Z półgodzinną przerwą na złapanie oddechu artyści dwukrotnie zaprezentowali się publiczności, która w czwartkowy wieczór wybrała się do Domu Technika NOT. - Po czterech godzinach i 10 minutach pracy byli jak wyjęci spod prysznica. Zrelaksowani, uśmiechnięci, napędzani siłą, jaką dała im znakomita trójmiejska publiczność - mówi Artur Korgul, menedżer kabaretu Ani Mru-Mru. Na scenie czasem się potykali, przerywali sobie wzajemnie, zapominali tekstu. Grali nawet w ciemności (skecz o dermatologu), bo operator światła ma w programie swoją przerwę na posiłek. Wiele robili, żeby tylko uwiarygodnić się w oczach widzów jako ci, których pogrążyła rutyna. - Dziwię się, że aż tylu z państwa przyszło na taką nudę – już na wstępie prowokował Marcin Wójcik. - Mieliśmy dwa komplety – ocenia frekwencję Artur Korgul. O co chodzi więc z tym oszukiwaniem publiczności? - Jesteśmy ze sobą 13 lat. Tytuł programu wziął się z tego, że od jakiegoś czasu na forach internetowych można poczytać o naszym końcu. Że nie ma czego oglądać i że Ani Mru-Mru to słaby kabaret jest. Podeszliśmy do siebie z dystansem. Pomyśleliśmy sobie tak: ładujemy zupełnie nowy program pod tytułem „Nuda, rutyna i odcinanie kuponów” i zobaczymy, czy będą chodzić. - O dziwo, chodzą! I stajemy na głowie, żeby odbierali ten tytuł przewrotnie - dodaje Waldemar Wilkołek. Puenta oczywiście musi być niespodziewana. - I tak jest. Ale trzeba to zobaczyć. Na odcinanie kuponów wrócimy do Trójmiasta wiosną – zapowiada Artur Korgul. 24.01.2013 / fot. fot. Mateusz Ochocki / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia