Długo to trwało, ale koniec końców, Sopot zerwał z absurdem biletowym w komunikacji miejskiej. Sęk był w tym, że miasto pozbawione własnych autobusów i trolejbusów, dawało zarobić partnerom z miast sąsiednich pomijając przy tym interesy pasażerów. Gdański ZKM miał w Sopocie swoje autobusy i bilety, gdyński też miał wszystko swoje. Wspólne były przystanki i kłopoty podróżnych „przyłapanych” na jeździe z biletem wystawionym przez „konkurencję. Jak człek zagapił się w tym autobusowo-biletowym zamieszaniu, to kończył jak pasażer jadący na gapę. Za nieznajomość firm przewozowych w Sopocie należał się mandat. – Sopot jest miastem, w którym mieszka wiele starszych osób i ośrodkiem turystycznym. Na absurd zakrawał fakt, że z biletem gdyńskim nie można było jechać po Sopocie linią obsługiwaną przez firmę gdańską i odwrotnie – komentował rzecz prezydent Sopotu Jacek Karnowski. Przewoźnicy dogadali się w sprawie wzajemnego honorowania biletów. Na razie porozumienie dotyczy tych jednorazowych i 24-godzinnych. 16.02.2013 / fot. Krzysztof Mystkowski / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia