Ruch Palikota chce, by samorządy dofinansowały in vitro. Trójmiejskie władze są temu przeciwne – mówią o zagrywce politycznej i przenoszeniu sporów ideologicznych na szczebel miast. Wnioski i projekty uchwał w sprawie wsparcia przez miejskie kasy zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego działacze RP składają w całym kraju. Chodzi o kwotę od 3 do 5 tys. zł dla pary – niekoniecznie małżeństwa - która bez powodzenia stara się o dziecko, a której dochody nie pozwalają na samodzielne sfinansowanie zabiegu. Na początku listopada wniosek o zarezerwowanie w przyszłorocznym budżecie środków na in vitro wpłynął do Rady Miasta w Słupsku. Dziś temat ujrzał światło dzienne w Gdańsku. Zdaniem działaczy RP, w grodzie Neptuna z takiej formy pomocy mogłoby skorzystać 315 par, w Gdyni - 160, a w Sopocie – 30. Poseł Piotr Bauć oraz szefowie trójmiejskich klubów Ruchu Palikota uzasadniają swoje działania koniecznością walki z kryzysem demograficznym. - Grozi nam wyludnienie, a co spotyka projekty ustaw o in vitro, wszyscy widzimy – argumentuje poseł Bauć. Zapowiedziom premiera, który widzi szansę na rozwiązanie problemu w drodze rozporządzenia, nie dają wiary. We wniosku skierowanym do trójmiejskich rad miejskich Ruch Palikota proponuje maksymalną kwotę dofinansowania zabiegu w wysokości 5 tys. zł - przy założeniu, że nie przekracza ona 80 proc. wszystkich poniesionych kosztów - oraz powołanie zespołu złożonego z lekarzy i prawników, na którym spoczywałaby odpowiedzialność za uniknięcie błędów formalnoprawnych. Według prof. Michała Kuleszy, twórcy reformy samorządowej, w świetle prawa nic nie stoi na przeszkodzie, by samorządy takiego wsparcia udzielały. Jako pierwsze miasto w Polsce - głosami radnych PO i SLD - uczyniła to Częstochowa. W kasie miejskiej na in vitro znalazło się 110 tysięcy złotych. 27.11.2012 / fot. Krzysztof Mystkowski / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia