Polski Fiat 125p był bohaterem VI Pokazu Aut w oliwskiej Kuźni Wodnej. Pojazd wypożyczony z kolekcji warszawskiego Muzeum Techniki 40 lat temu zapisał się na kartach światowej motoryzacji. - W czerwcu 1973 roku na samochód ten zwrócone były oczy całej Polski. Wszyscy śledziliśmy – a Jan Ciszewski komentował – jak ośmiu naszych wspaniałych kierowców, z Sobiesławem Zasadą na czele, walczy o rekordową prędkość średnią w jeździe długodystansowej. Zrobili to w 16 dni. Na dystansie 50 tys. km ustanowili rekord świata, wynoszący 138,26 km/h. Po drodze poprawiali rekordowe osiągnięcia Francuzów na 25 tys. km i 25 tys. mil. Tym samochodem – prezentował wielkiego fiata Darek Wilk, kustosz Kuźni Wodnej. Obok wyczynowca dużego formatu mogliśmy podziwiać w Oliwie auta, które swoim wyglądem, a także tym, co kryją pod maską, dowodzą, że motoryzacja była niegdyś dziedziną sztuki. Z jednej strony skrzydłami i sześciolitrowymi silnikami kusiły amerykańskie krążowniki szos, z drugiej podziw publiczności wzbudzały wypieszczone w latach 60. i 70. cacka przemysłu europejskiego. Wpadał w oko ciemnopopielaty Saab 95, którego właścicielem od 2004 r. jest Dariusz Kamiński, fanatyk samochodów produkowanych przez szwedzki koncern. Na co dzień jeździ nowym modelem Saaba, zaś na specjalne okazje ma do dyspozycji cztery auta tej marki, parkujące w garażu pojazdów historycznych. Napisał i wydał w ubiegłym roku książkę pt. „Saab”. Opowiada w niej całą historię fabryki, która po zakończeniu II wojny światowej zmuszona była zerwać z samolotami, by od podstaw zbudować potęgę marki motoryzacyjnej. Jest w niej m.in. najstarszy Saab jeżdżący po polskich drogach, wyprodukowany w 1950 r.; jest też dwusuwowe autko z 1966 r., wyposażone w trzy cylindry i trzy gaźniki. - Dwusuwowe, ale jak brzmi. No i ten zapach – podnosi maskę i uruchamia 46-konny silnik właściciel Saaba 95. - No faktycznie, motor pracuje i pachnie inaczej niż w syrence – oceniają widzowie prezentacji. - Na sto kilometrów zużywa 8 litrów paliwa – dodaje Dariusz Kamiński. Nie ukrywa, że myślami i sercem jest teraz przede wszystkim ze swoim najnowszym nabytkiem – modelem 96, tzw. jubileuszowym. - W 1980 r. powstało 300 specjalnych egzemplarzy zamykających dwudziestoletni rozdział pt. „96”. Ich znakami rozpoznawczymi są metalizowane błękitne nadwozie i pluszowa tapicerka w kolorze niebieskim. Udało mi się zdobyć egzemplarz z numerem 61 – mówi właściciel. Auto wymaga renowacji. Pojechało do Kańczugi (woj. podkarpackie), gdzie znajduje się jedyny w Polsce zakład specjalizujący się w naprawach i odbudowie starych saabów.
Renowację ma już za sobą bordowy Cadillac Brougham z 1982 r. Jego właścicielem od sześciu miesięcy jest gdynianin Dariusz Kwaśnik, na co dzień właściciel firmy budowlanej, a także organizator wypraw ekstremalnych. - Amerykańskie samochody są naszym firmowym hobby. Tego cadillaca kupiłem w Polsce. Przyznać muszę, że nie zdążyłem jeszcze poznać jego amerykańskiej historii, a niezmiernie mnie ona korci – mówi kierowca auta z ponadpięciolitrowym silnikiem. Latem podróżował krążownikiem niemal codziennie. Poza sezonem już tak dobrze nie będzie. Na “setkę” cadillac spala 25 litrów benzyny. Lekko licząc, za przejażdżkę z Gdyni do Oliwy pan Darek zapłacił ok. 30 złotych. - Coś za coś. Przyjemność jazdy jest tego warta. Co ciekawe, w samochodzie sprzed ponad trzydziestu lat roi się od gadżetów. Wycieraczka z czujnikiem deszczu, czujnik zmierzchu, lampy oświetlające pobocza, elektrycznie regulowane szyby i fotele – wylicza Dariusz Kwaśnik. Od miesiąca właścicielem cadillaca jest także Józef Sala z Niestępowa. Auto kupił w stolicy. - Zasłoniłem tablice, bo nie jestem z Warszawy – mówi mieszkaniec wsi położonej w gminie Żukowo. Jego Model Sedan De Ville powstał w 1963 r., i różni się od aut późniejszych m.in. tym, że części do niego nie pojawiają się na aukcjach allegro. - Nie ma podróbek w tym wieku. Nową głowicę muszę sprowadzić ze Stanów – mówi właściciel pojazdu z silnikiem o pojemności 6384 cm sześcienne. Auto ma 5 m i 73 cm długości. W garażu mieści się "na styk". Od drzwi dzieli je zaledwie pięć centymetrów. Przestrzeni godnej siebie zdążyło zasmakować przed dwoma laty na planie filmowym. Jechało w kolumnie samochodów z gośćmi weselnymi występującymi w komedii „Och Karol 2”. 06.10.2013 / fot. Mateusz Ochocki / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia