W lasach piaśnickich trwają zdjęcia do filmu „Kamerdyner”. Obraz wejdzie do kin w 2017 r., ale już dziś mówi się o wielkim powrocie na nasze ekrany epiki spod znaku rodzinnej sagi. Reżyseruje mistrz gatunku Filip Bajon. - Film ma pokazywać powikłane losy trzech nacji żyjących obok siebie na dawnym pograniczu niemiecko-polskim. Akcja rozpoczyna się w okresie zaborów - Kaszuby leżą w granicach Prus Zachodnich. Wątkiem przewodnim jest miłość kaszubskiego chłopaka, wybitnie uzdolnionego muzycznie [Mateusza Krolla gra Sebastian Fabijański – przyp. red.], do dziewczyny z arystokratycznego rodu junkrów [w roli Marity von Krauss Marianna Zydek – przyp. red.]. Poprzez rozwijanie wątku melodramatycznego pokazujemy, jak splatały się trudne losy Kaszubów, Polaków i Niemców na przestrzeni 45 lat. Postaci są w dużym stopniu wzorowane na losach prawdziwych rodów zamieszkujących niegdyś okolice Pucka, Wejherowa i Krokowej – wprowadza nas Michał Pruski, współautor scenariusza. „Kamerdynera” napisał wspólnie z producentem Mirosławem Piepką i historykiem Markiem Klatem. Praca zajęła im blisko dwa lata. Zdjęcia do pierwszego filmu fabularnego o Kaszubach rozpoczęły się przed miesiącem... na Warmii. Magia kina sprawiła, że pałac w Łężanach i pobliska wieś Widryny (powiat kętrzyński) nabrały kaszubskiego klimatu. W okolice prawdziwego Kłanina (gmina Krokowa), w którym rozgrywa się akcja, ekipa filmowa dotarła przed kilkoma dniami.
Rundę zdjęć jesiennych, pierwszą z trzech zaplanowanych, kończy pięciodniowa sekwencja w lasach piaśnickich. Film powstaje w odległości niespełna 2 km od miejsca, w którym 76 lat temu niemieccy okupanci zapoczątkowali zbrodnię nazywaną pomorskim Katyniem lub kaszubską Golgotą. - Kręcimy dziś kilka scen niezwykle ważnych. Śmierć dosięgnie jednego z naszych głównych bohaterów, Bazylego Miotke, którego gra Janusz Gajos. Od tego zaczynamy dzień. Między 10.30 a 13.30 będziemy ponownie kręcić tę scenę, tym razem z udziałem kaskaderów. Aktor nie wpadnie do dołu śmierci – wyjawia nam autor scenariusza. W poniedziałek ręce pełne pracy mają specjaliści od efektów specjalnych. Nie brakuje ran postrzałowych, leje się krew. Wiele „złego” można zrobić bezpośrednio na planie, część efektów powstanie w postprodukcji. - Los Bazylego Miotke podzielą dziś także nasi główni aktorzy kaszubscy. Dosięgną ich kule esesmanów i – koniecznie trzeba to podkreślić – cywilnej organizacji hitlerowskiej Selbstschutz. Egzekucji w lasach piaśnickich nie dokonywało jedynie komando SS. W role oprawców wcielili się także niemieccy cywile zamieszkujący te tereny, członkowie faszystowskiej Samoobrony. Oni wykonywali wyroki na Kaszubach. Często było tak, że sąsiad strzelał do sąsiada, odgryzając się za jakieś domniemane krzywdy czy urazy – podkreśla Michał Pruski.
W Piaśnicy ginęli nie tylko Kaszubi, ale też wiele polskich rodzin deportowanych z III Rzeszy, które wyjechały na Zachód za chlebem jeszcze przed I wojną światową. Wymordowano też w lasach piaśnickich ok. 2-2,5 tys. ludzi upośledzonych umysłowo. Zwożono ich tutaj z terenu III Rzeszy, w największej liczbie z jej zachodnich terenów. - W tej ziemi leżą nie tylko Kaszubi, ale także rdzenni Polacy i niepełnosprawni Niemcy – mówi scenarzysta, którego również zobaczymy na ekranie. - Mój epizod trwa ok. 20 sekund. Jestem niemieckim lekarzem, który prowadzi przez las grupę upośledzonych umysłowo statystów. Odtwarzani przez nich bohaterowie do końca nie wiedzieli, po co tutaj jadą. Wmawiano im, że to jest wyjazd do sanatorium. Lekarz, którego gram, też nie wie, co czeka jego podopiecznych. Dopiero kiedy trafiają na leśną polanę, gdzie wykopane zostały duże doły, prawda zagląda im w oczy. Ten lekarz, czyli ja, ma we wtorek krzyczeć i błagać oprawców, żeby nie strzelali do Niemców. Jeszcze nie jest postanowione, czy dostanę serię z karabinu maszynowego w pierś, czy też moje błagania przerwie strzał z pistoletu w głowę – szykuje się do roli Michał Pruski.
Obok Janusza Gajosa wcielającego się postać wzorowaną na królu Kaszubów Antonim Abrahamie, w filmie zobaczymy mi.in. Annę Radwan, Borysa Szyca, Jana Nowickiego i Daniela Olbrychskiego, którzy grają niemieckich arystokratów. Ekipa filmowa liczy 120 osób. - Do tego trzeba dodać kilkudziesięciu aktorów i setki statystów. Grają oryginalni Kaszubi. Jednym z założeń filmu jest to, żeby między sobą rozmawiali w swoim języku. Dźwięk uzupełniać będą napisy w języku polskim. Ten film trzyma się bardzo mocno ziemi, historii i faktów. Może potrwać ok. 2,5 godziny. Rysują się także plany na serial telewizyjny i powieść – zapowiada Michał Pruski. 19.10.2015 / fot. Krzysztof Mystkowski / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia