Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał w mocy wyrok w sprawie pożaru w Hali Stoczni. Odpowiedzialność za "sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia" spoczywa na organizatorach pamiętnego koncertu zespołu Golden Life. Proces karny po tragedii z 24 listopada 1994 r. toczył się przez 16 lat. Był jednym z najdłuższych w historii naszego sądownictwa. Tragedia pochłonęła siedem ofiar śmiertelnych. Kilkuset uczestników tamtych wydarzeń uległo poważnym poparzeniom. Oni i ich rodziny wciąż czekają na odszkodowania. Od kilkunastu lat procesy cywilne w tej sprawie są zawieszone. Spór toczył się wokół tego, kto ponosi największą winę za tę tragedię i jaki był zakres odpowiedzialności organizatorów koncertu, a w konsekwencji - kto powinien zadośćuczynić za krzywdy. Sprawców podpalenia nigdy nie udało się schwytać. Przed trzema laty wyrokiem gdańskiego sądu na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata skazany został kierownik hali (Ryszard G.). Wśród uniewinnionych byli organizatorzy koncertu - Tomasz T. i Jarosław K., założyciele Agencji Reklamy FM. Po apelacji złożonej przez prokuraturę ich proces rozpoczął się ponownie. Przed rokiem zostali skazani na kary roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Sąd uznał, że organizatorzy ponoszą "odpowiedzialność za sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia" poprzez "niezapewnienie otwarcia wszystkich wyjść ewakuacyjnych". Obrońcy Tomasza T. i Jarosława K. złożyli apelację. Z punktu widzenia przepisów prawa chodziło o interpretację pojęcia „użytkownik” obiektu. Czy tragicznego dnia użytkownikami byli Tomasz T. i Jarosław K., którzy wynajęli halę na kilka godzin wraz z profesjonalną obsługą, czy też użytkownikiem pozostawał właściciel obiektu, czyli Stocznia Gdańska? Podczas dzisiejszej rozprawy Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał w mocy wyrok wydany przed rokiem przez Sąd Okręgowy. Orzekł, że organizatorzy nie zapewnili bezpieczeństwa i nieumyślnie spowodowali tragedię. - Zaniechali jakichkolwiek działań w celu otwarcia drzwi ewakuacyjnych - podkreślał w uzasadnieniu sędzia Krzysztof Ciemnoczołowski. - Hala być może nie była idealna, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to było dość dawno i inne czasy, ale opinie biegłych są bezlitosne: gdyby drzwi ewakuacyjne były otwarte, to nawet z tak niedoskonałej hali można się było uratować - oceniał sąd. Wyrok jest prawomocny. Decyzja ta otwiera poszkodowanym drogę do ubiegania się o odszkodowania od organizatorów na drodze procesów cywilnych. Zbigniew Ćwiąkalski, b. mister sprawiedliwości i jeden z trzech obrońców Tomasza T., zakłada, że szanse na wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego są minimalne, albowiem zaskarżeniu podlegają wyroki przewidujące bezwzględną karę więzienia. 19.04.2013 / fot. Krzysztof Mystkowski / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia