Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku nie jest już tylko wielkim placem budowy. W głębokiej na 14 metrów betonowej wannie na ul. Wałowej stanęły dziś najcięższe eksponaty planowanej w tym miejscu wystawy stałej. Operacja opuszczenia na płytę fundamentową dwóch czołgów - amerykańskiego Shermana oraz sowieckiego T-34/85, niemieckiej torpedy typu G7a i niemieckiego wagonu towarowego, wyprzedziła harmonogram prac nad drugowojenneą ekspozycją o kilkanaście miesięcy (otwarcie muzeum - 1 września 2016 r.). Trzeba było się śpieszyć, albowiem betonowa niecka, w której na 5 tys. metrów kwadratowych zagości wystawa główna, zostanie przykryta w najbliższych miesiącach betonową płytą. Wprowadzenie sprzętu pancernego do podziemi przykrytych stropem byłoby bardzo trudne, albo wręcz niemożliwe. Z takiego obrotu sprawy ucieszyliby się zapewne zwolennicy inicjatywy „NIE dla pogrzebania żywcem czołgu Sherman Firefly pod muzeum II WŚ”. Pod apelem podpisało się blisko 5,5 tys. użytkowników portalu Facebook. Miłośnicy militariów i rekonstrukcji historycznej chcieliby oglądać „żywego” Shermana na imprezach plenerowych. Jak podkreślają, unikatowy w Polsce czołg powinien być ruchomą wizytówką muzeum. - Na naszej wystawie zobaczy go znacznie więcej ludzi aniżeli podczas inscenizacji historycznych - odpowiada dr Janusz Marszalec, wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej. Nie jest też wykluczone, że czołg podarowany naszym muzealnikom przez Muzeum Armii i Historii Wojskowości w Brukseli (w 2011 r. zdewastowany zabytek przechodził duży remont w Poznaniu) będzie mógł jednak wyjechać spod ziemi. Na pewno nie zdarzy się to w najbliższej przyszłości. Wizja wykonania specjalnego szybu, którym 26-tonowy wóz pancerny mógłby opuścić muzealne wnętrza, byłaby realna jedynie w trakcie przebudowy wystawy głównej. A ta powstaje z myślą o tym, by goście muzeum mogli nią cieszyć oczy co najmniej przez kilka lat. Pierwsze cztery z zapowiadanych 1200 eksponatów już są. 15.01.2015 / fot. Krzysztof Mystkowski / KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia