- To jest taki zawód, w którym wiek bardzo się przydaje – mówi aktor Florian Staniewski. Jego twarz ma astronom Jan Heweliusz. Bez gdańskiego artysty nie ma Parady Niepodległości. 11 listopada gra Józefa Piłsudskiego. Ta rola ma słodki smak. Jubilat jest też najprawdziwszym świętym Mikołajem. 5 grudnia przybija do brzegu Motławy, żeby zapalić światełka na miejskiej choince. I coraz mocniej świeci oczyma za kapryśną aurę.
Florian Staniewski obchodzi w tym roku dwa jubileusze: 70. urodziny i 50-lecie pracy na scenie. Od 1969 roku nieprzerwanie związany jest z Teatrem Wybrzeże. Debiutował na scenie w rodzinnej Łodzi cztery lata wcześniej. Jako student Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej zagrał powstańca w „Kolumbach” wyreżyserowanych przez Barbarę Jaklicz. W piątek (godz. 18) będziemy wspólnie świętować piękne rocznice w klubie Plama na Zaspie. - Chcemy uhonorować wspaniałego artystę i podziękować mu za spektakle zrealizowane w Plamie, za role zagrane w Teatrze w Blokowisku, a w największej mierze - za te kreacje, którymi jubilat dał się poznać szerokiej publiczności na ulicach miasta. Zapraszamy wszystkich chętnych. Udział św. Mikołaja, Józefa Piłsudskiego i Jana Heweliusza jest oczywiści obowiązkowy. W postaci te wcielą się tym razem uczniowie, ci, którzy zastąpią kiedyś wielkiego mistrza. Scenariusz pozostaje owiany tajemnicą. Mogę zdradzić jedynie, że będziemy wyciągać świętego Mikołaja z komina. Mam nadzieję, że się przeciśnie - wyjawia Szymon Wróblewski, kierownik Plamy.

Jak pan trafił do klubu na Zaspie i na gdańskie ulice? - pytamy jubilata. - Najpierw był Rudy Kot. Marek Okopiński zapoczątkował w klubie na Garncarskiej całą serię ciekawych wydarzeń teatralnych. Ja też się tam znalazłem. Reżyserowałem „Ordynata Michorowskiego” Heleny Mniszkówny. Autorką scenografii była Elwira Twardowska. Poznaliśmy się tam na początku lat 70. W tamtym czasie często też mogłem pracować z młodzieżą. Prowadziłem zajęcia teatralne w Zespole Szkół Elektrycznych, w Pałacu Młodzieży, ale też na Politechnice Gdańskiej. Potem Elwira zaczęła działać w Plamie. Swoje zainteresowania teatrem ulicznym przeniosła także na moją skromną osobę. Te moje kreacje w przestrzeni miejskiej są jej pomysłem – mówi Florian Staniewski.
- Rzeczywiście poznaliśmy się Rudym Kocie. Florian reżyserował i grał. Pamiętam jego świetne przedstawienie na podstawie tekstu Jerzego Waldorffa. Waldorff był w klubie na premierze. Napawał się tym wydarzeniem. Wystawialiśmy potem z Florianem m.in. „Czarowną noc” i „Kynologa w rozterce” według Mrożka. Kilka razy zagraliśmy w Plamie „Na dnie” Gorkiego, a także „Radosne dni" Becketta – to już w Teatrze w Blokowisku. A pierwszą wspólną akcję uliczną zrobiliśmy na stulecie praw miejskich Sopotu. Widowisko „Toż my w Sopotach, paniusiu” rozgrywało się w okolicach dworca PKP. Florian wcielił się w rolę komisarza do spraw repatriantów – wspomina Elwira Twardowska, scenograf i reżyser, przez wiele lat szefowa osiedlowego klubu Plama na Zaspie.
W Gdańsku pierwszą plenerową rolą Staniewskiego był św. Mikołaj. - Stąd też bierze się moja znajomość z prezydentem Adamowiczem. Występujemy przy choince razem od czasów pierwszej jego kadencji. Na początku trzymaliśmy się ról. Wiadomo było, co każdy z nas ma do powiedzenia. Prezydent nie był wtedy obyty ze sceną. A teraz często zastanawiam się, który z nas jest większym improwizatorem – mówi, śmiejąc się Florian Staniewski. - Jako Mikołaj mam też nielichy problem. Nie wiem, co stało się z pogodą, ale kiedy zaczynałem tę świąteczną przygodę, to zima była zimą... Dziś muszę opowiadać dzieciom, że gdzieś płynąłem i że musiałem zostawić renifery na tamtym brzegu – dodaje aktor. Lubi postać Heweliusza. Czuje też, że laureaci dorocznych nagród imienia słynnego astronoma bardzo pozytywnie odbierają jego obecność na gali nagrodowej. - Niesłychanie ciekawa postać. Michał Juszczakiewicz zrobił o nim piękny film [fabularyzowany dokument pt. „Johannes Hevelius Dantiscanus” - przyp. red.] z moim udziałem. Ku naszej wielkiej uciesze, obraz został nagrodzony przed trzema laty w międzynarodowym konkursie China Dragon Award. Ta rola dopinguje mnie do tego, by wiedzieć o Heweliuszu jak najwięcej – podkreśla Florian Staniewski. Piłsudski ma dla artysty słodki smak. I nie chodzi jedynie o umiłowanie niepodległej. - Marszałkowi towarzyszą bardzo fajne okoliczności, bo on się zwykle pokazuje u państwa Pellowskich. Za sprawą tej roli bardzo się z nimi zaprzyjaźniłem. Lubimy się. Co zrozumiałe, naczelnik jest tam podejmowany wspaniałymi słodkościami. Nie wiem czy oryginalny marszałek lubił słodycze, ale ja wręcz przepadam za leśnym torcikiem i sernikiem – wyjawia jubilat. 24.09.2015 / fot. KFP

dodaj do koszyka wszystkie wyświetlone zdjęcia